![]() NR 3 17 kwietnia 1999 |
W NUMERZE: |
|
Aktualności Przegląd sprzętuTam łowimy |
![]() W takich chwilach czułem, że muszę założyć zupełnie inną przynętę, by dobrać im się do skóry. Cóż z tego, że ją czułem, skoro nie potrafiłem jej nawet skojarzyć z kształtem każdej innej, już znanej mi przynęty. Tak więc popadłem w stan prostracji; czekałem na natchnienie, impuls, może nawet na objawienie. A rapy i marmurkowe wąsacze wyciągały mnie z domowych pieleszy coraz częściej, i bez pardonu tytłały moje obolałe ciało po wiślanych chaszczach, przykosach i wykrotach. Właśnie tam ciapkałem się jak fleja po namuliskach przybrzeżnych, upadałem w jeżyny, skąd później mozolnie wybierałem rozrzucone przynęty... Barbarzyństwo! ![]() Miotałem się po okolicznych sklepach wędkarskich: Sandomierz, Tarnów, Rzeszów. Jeden ze sprzedawców podsunął mi amerykańską cykadę. Odetchnąłem z ulgą może wreszcie znalazłem upragnioną przynętę? I niewiele brakowało, by los uśmiechnął się do mnie, na pohybel rzecznym drapieżnikom. Wkrótce jednak wyrwałem na uwadach kupione cykady, a w sklepach więcej ich nie mieli. Tak, życie bajką nie jest, sielanka szybko się skończyła... Wtedy, pełen determinacji, sięgnąłem do rodzinnej kolekcji sztućców po osiemnaście srebrnych stołowych noży przerobiłem je na osiemnaście srebrnych przynęt. W swoim krótkim życiu żadna z nich nie spotkała się z rybią paszczą do dzisiaj dyndają na podwodnych karczach. Trochę mi ich jednak żal... ![]() Od tej chwili wszystkie moje życiowe zajęcia podporządkowałem jednemu celowi: doskonaleniu konstrukcji tak długo oczekiwanej przynęty. Tworzenie zacząłem od wycinania jej kształtu nożycami, a ołów kleiłem do blachy; nieco później korzystałem ze ślusarskiej wiedzy mojego krewniaka, aż w końcu dopracowałem się czterech wersji wagowych mojej ukochanej cykady. Przez dwa lata konstrukcyjno-spinningowych prób zerwałem ich kilka setek, a wraz z nimi parę kilometrów żyłki. Padło wtedy wiele ryb małych, i nieco mniej dużych, a ile drapieżników w ostatniej chwili odpuściło prowadzonej cykadzie nigdy się nie dowiem. ![]() Zatem letnią i jesienną część tego sezonu spędzę w rzece, stojąc na zniszczonych i zalanych główkach, ostrogach, prostkach, przemiałach... A na końcu Loomisa podwieszę dwugramową, zabójczą rybeńkę. Nazywam się Marek Pokutycki, mieszkam w Tarnobrzegu. Zawsze można do mnie zadzwonić pod numer: 015 8233908, lub wysłać list internetowy pod grzecznościowy adres: ptaki@motronik.com.pl IZA I WALDEK PTAK |