![]() NR 4 24 kwietnia 1999 |
W NUMERZE: |
|
Aktualności KropkowańceKonkretna ryba |
Maleńki woblerek płynie
z prądem. Drży, lekko tarmosząc końcówką. Zbliża się do podciętej burty.
Wysnuwam z kołowrotka pół metra linki, potem następne pół metra. Woda znosi
furkoczącą kruszynę pod nawis, prawie dociska ją do brzegu. Spod burty odkleja
się szary cień. Powoli odsuwa się w nurt, podnosi się, ustawia w linii niesionej
przynęty.![]() - Capnie? - myślę - i w tym momencie pstrąg chwyta woblerka, zawraca gwałtownie, szarpie kijem. Skrzek hamulca, chlupot... Odrobina szaleństwa. Nie zawsze przebiega to tak spokojnie. Często wszystko trwa tylko ułamki sekund, nagłe targnięcie, świeca w górę i... luzzz. I dopiero teraz szybki łomot serca... Wiele lat minęło odkąd złowiłem pierwszego pstrąga i żałuję, że tak niewiele poświęcałem im niegdyś czasu. Pstrągowe łowy kojarzyły mi się z kwietniowym wypadem gdzieś daleko, z wędrówkami po leśnych ostępach brzegami dzikich rzek, z człapaniem po bagnach, z przedzieraniem się przez chaszcze, ze spotkaniami z leśną zwierzyną. Z pierwszym łykiem wiosennego powietrza. A potem przychodził czas szczupaka i zapominałem o małych, walecznych drapieżnikach. Być może brakowało mi odpowiedniego sprzętu? To były czasy wahadłówek i miniaturowych obrotóweczek. Aż kiedyś spróbowałem łowić na woblerki. To było to!Wiem. Nie ma jedynej, skutecznej przynęty, ani jedynej, skutecznej metody. Prawda. Ale jest taka, którą się lubi bardziej niż inne, taka, która daje największą satysfakcję. Są więc ukochane ryby, ukochane rzeczki i ukochane przynęty. Pstrąg jest rybą wspaniałą. Ktoś, kto to odkrył, przepadł bez reszty. Amen. Pstrąg fascynuje. Nie tylko swą urodą, walecznością i sprytem, pstrąg jest superdrapieżcą, znakomicie dostosowanym do środowiska. Nie gardzi żadnym mięsnym kąskiem. Nawet ten maly potrafi capnąć żabę, nawet ten największy cierpliwie chwyta mikroskopijne kiełżyki. Pstrąg jest myśliwym - poluje z ukrycia, z zasadzki. Myśliwym staje się wędkarz polujący na pstrąga - poluje z podchodu. Takie wędkowanie nie ma nic wspólnego z cierpliwym trwaniem na stołku, w niczym nie przypomina też biczowania wody. Łowienie pstrągów, to rozpoznawanie rzeki, odgadywanie kryjówek, ciche podejście i precyzyjne podanie przynęty... Właśnie! W pudełeczku pstrągarza ![]() Najważniejsze są odpowiednie proporcje. W małej strudze zbyt duża przynęta wygląda nienaturalnie. Nie pasuje, płoszy zamiast wabić. Co więc wybrać? W pudełku mam różne woblerki, najmniejsze 1,5 - 2 cm, średnie 3 - 5 cm i kilka większych. Każdy pasuje do innych warunków, dobieram je więc nad wodą i często zmieniam. Sięgam czasem po inne przynęty, ale woblerki lubię najbardziej. Taki maluszek cicho pada na wodę i już się zwija, drga, furkocze. Przypomina strąconego wiatrem owada - może małą rybkę? Jest lekki, więc łatwo wpada w wibrację nawet w słabym prądzie. Nurt go niesie wprost w stanowisko zaczajonego drapieżnika. Pstrąg jest drapieżnikiem uniwersalnym. Zbiera kąski z powierzchni, podnosi sunące po dnie larwy. Uniwersalną przynętą jest więc ta, która unosi się w toni, w środkowej warstwie wody. Taka z pewnością zaintryguje pstrąga, skojarzy się z przekąską, pobudzi apetyt albo.... złość. Kropkowany drapieżca jest samotnikiem, nie znosi konkurencji. Nie daruje intruzowi! W czyściutkiej wodzie na jasnym piasku wyraźnie widać każdy patyk. Pstrągów nie widać. Można zwątpić w ich istnienie. Wiem, że są, czają się gdzieś po dziurach. Może tam, na zakręcie? Tam, pod drzewem, woda wymyła dołek, dno obniża się, odróżnia ciemną plamą. Woblerek pada nieco wyżej, napina żyłkę, zanurza się, spływa w dół i już furkocze nad głęboczkiem. Gdzieś, spod korzeni, wysuwa się pstrąg. Zatacza łuk, muska woblerka i znika. Niezły!Natychmiast siadam, znikam w pokrzywach. Poprawiam rzut - pstrąg nie wychodzi. Nie ma go. Przestał istnieć.... Wiem, że siedzi tam nadal. Nie spłoszył się. Nie wziął? Nie żeruje... Może zapamiętać to miejsce i innym razem złożyć mu wizytę? Kolejne przepuszczenie przynęty nie ma chyba sensu? Podam mu jeszcze coś innego. Zakładam małe cacuszko w czarne i czerwone kropki. Mały pstrąg już sunie z nurtem, raźno merda ogonem. Już jest na krawędzi dołka, już jest w dołku. Przytrzymuję go i znów pstrąg wychodzi. Widzę, jak stroszy płetwy, odchyla pokrywy skrzelowe, otwiera paszczę. Straszy mojego woblerka. Nie wytrzymuje w końcu i kąsa. Trafia w kotwiczkę. Gejzer wody, bełtanina i już mam go pod nogami w trawie. - Ależ to nie ma nic wspólnego ze spinningiem - powiedział mi kiedyś kolega. Może. Nie lubię ganiać po rzece, szybko, nerwowo. Po co? Wolę przytulony do pnia patrzeć jak wobler gra w nurcie. Lubię wczuć się w wodę, współgrać z nią, pozwolić by unosiła moją przynętę swobodnie, naturalnie. Rzut pod drugi brzeg - wobler sunie wzdluż burty, tuż koło zwisającej kępki traw, przechodzi pod gałęziami, mija czerwoną plątanine korzeni. Nic? No to dalej. Dryfuje w stronę wirka koło pnia, teraz nurt odrzuca go, porywa w środkową rynnę, wciska w zwężenie pomiędzy zwalonymi patykami. Przytrzymuję go tam. Znów opuszczam... Mogę penetrować w ten sposób spory odcinek rzeki bez łażenia, tupania, płoszenia. Podobnie łowiłem kiedyś klenie na pływające owady. Jakie woblerki lubię? ![]() Łowienie pstrągów to wielokilometrowy spacer wzdłuż wybranego odcinka, to odwiedzanie tych smych, zapamiętanych miejsc, obserwacja zmian. Nie zawsze trafi się na dzień pstrągowego obżarstwa. Nieraz rzeczka sprawia wrażenie martwej, bezrybnej. Nie trzeba się tym zrażać. Jeżeli miejsce wygląda kusząco, to one tam są. Być może nie żerują, być może spłoszył je ktoś. Wyjdą do przynęty innym razem. A jak się któryś ujawni, to warto zapamiętać to miejsce i odwiedzić go znów, o innej porze. Może z inną przynętą? Może podaną inaczej? Przechytrzenie takiego spryciarza daje ogromną satysfakcję. Tekst i foto Andrzej TrembaczowskiO czym trzeba pamiętać...Warto:
W następnym numerze Robert Cembalski o łowieniu z prądem i pod prąd. |