Wędkarstwo - Portal
Aktualności Aktywność dobowa ryb Słońce i księżyc Techniki wędkarskie Drapieżniki Kropkowańce Wędkarski survival Nasze brudy Top secret Konkretna ryba Przegląd sprzętu Tam łowimy Po sąsiedzku Notes Marka Kaczówki Muchowy koszyk Morskie opowieści
Reportaż
Jak to wygląda naprawdę Recenzje
ARCHIWUM
Przemek Pilaszek i ja byliśmy w piątek wieczorem. Następnego dnia około południa dojechali Maciek Jałkowski, Sławek Hein i Paweł Wielądek. W niedzielę przed południem dobił do nas jeszcze Krzysiek Lutik - i to by było na tyle. Jednym słowem, w ciągu trzech dni przewinęło się sześciu internautów
Jeśli wziąć pod uwagę, że mieliśmy tam zakładać Towarzystwo Wędkarzy Internautów, to może lepiej, że Prezesa nie było
Wisła powoli opada - średnio o 10 centymetrów dziennie - ale w sobotę woda była jeszcze dość wysoka. Na agrafkę nie dało się ani wejść, ani dostać, na przelewach rwało strasznie. Efekt - od 5.00 do 10.00 jeden dwudziestocentymetrowy szczupaczek, który połakomił się na srebrnego effzeta nr 1 w czerwone paski. I to, jak na ironię, spod krzaczka, tuż pod schodami z ośrodka.
O dziesiątej wspólnie z Przemkiem robimy przerwę. W sam raz, by powitać Sławka, Maćka i Pawła, gnanych pragnieniem upolowania ryb. Krótka chwila koncentracji, poważne przygotowania - i wspaniała trójca poszła w bój!
Nasza "dwójca" po uprzednich doświadczeniach (ten szczupak był jednak deprymujący!) postanowiła zmienić nieco technikę łowów. Spławiki. Niestety, efekty uzyskaliśmy gorzej niż kiepskie - wyłącznie same jazgarze. Zmieniamy zatem jeszcze raz technikę, choć już nie sprzęt i na symbolicznym gruncie, na jedną trzecią robaka łowimy wiślane ukleje.
I tak przez trzy godziny. Pod koniec rozpaczliwej działalności wraca "tamta" ekipa. - Bez kontaktu z rybą - poinformowali nas smutno i postanowili przenieść się nad Narew, do Gnojna. My jednak nie poddaliśmy się tak łatwo. Jutro niedziela, warto spróbować, a nuż
- Jak tylko coś na tej Narwi złowimy, natychmiast zadzwonię - obiecuje przed odjazdem kolega Sławek. Na ten telefon czekam do dziś
W nocy z soboty na niedzielę pada. Na szczęście niewiele i woda opada dalej. Niestety, nie wpływa to na rybie apetyty. Znów jedna i znów pod schodami. Tym razem to 15-centymetrowy klonek, który nie oparł się mocy odblaskowego meppsa loga. A po klonku dwie godziny ciszy. Nie ma co - wracamy!
Po drodze spotykamy Krzyśka. Nauczeni doświadczeniem z poprzedniego SWI
zawracamy i przez ponad pół godziny obserwujemy jego poczynania. Niestety,
też nic. Zrezygnowani wchodzimy zatem na górę. (przypisek dla nieświadomych:
na poprzednim spotkaniu tylko Krzyś odniósł sukces. Inni byli kompletnie
bez efektów. Po części dlatego, że nie wszystkim udało się dotrzeć nad
wodę
- Gosia).
Kiedy wyjeżdżaliśmy około 16.00, Krzyśka nadal nie było. Więc jeśli ktoś w ogóle coś
to tylko on. Może następnym razem, na następnym spotkaniu
Padł pomysł, by odbyło się ono w Borach Tucholskich. Takie SWI "Dwa w jednym" - rzeczka pstrągowa i jezioro tuż obok. Może idea się rozwinie
Tekst i zdjęcia Marcin Strzelecki
SWI odbyło się w dniach 7-9 maja |
Ze względu na urodę zdjęć Naczelna zdecydowała relację Marcina dać na
marginesie, a zdjęcia puścić ogromne. Zanim jednak przeczytacie tekst,
one się załadują.

Wisła powoli opada...

Sławek z Maćkiem szykują się do poważnych łowów

Paweł koncentruje się przed walką

Z rozpaczy chwyciliśmy za spławik

Efekty gorsze niż kiepskie - zakroczymska ukleja
|