NR 9          29 maja 1999
    W NUMERZE:
  • Aktualności
  • Aktywność dobowa ryb - wykres na nadchodzący tydzień
  • Słońce i księżyc - wschody i zachody
  • Techniki wędkarskie - Piaskowa gruntówka
  • Drapieżniki - Sandacz w granatach
  • Kropkowańce - Wyjście z dołka
  • Wędkarski survival - Pod piorunem
  • Reportaż - Rejs pod kogutem
  • Konkretna ryba - Zatoka świń
  • Przegląd sprzętu wędkarskiego - Równowaga
  • Tam łowią ludzie z RYBIEGO OKA - Wetlina
  • Globalna wioska - Ryby spod klonów
  • Muchowy koszyk - Sznur
  • Własnymi rękami - Wiązanie much
  • Przegląd prasy - Wędkarz Polski
 

Wędkarstwo - Portal

Aktualności

Aktywność dobowa ryb
Słońce i księżyc
Techniki wędkarskie
Drapieżniki
Kropkowańce
Wędkarski survival
Reportaż
Konkretna ryba
Przegląd sprzętu
Tam łowimy
Globalna wioska
Muchowy koszyk
Własnymi rękami
Przegląd prasy

ARCHIWUM


FOTO TYGODNIA

Marcin Jóźwik czekał na branie razem z przyjaciółmi grunciarzami...
I złapał mgłę...

ON LINE
ONLY!


REDAKCJA:
Gosia Jurczyszyn
- Redaktor Naczelna


Jacek Jóźwiak - łamanie i grafika
Wojciech Górny - Redaktor
Andrzej Trembaczowski
- Redaktor i fotograf dyżurny

AUTORZY:
Robert Cembalski
Sławomir Hein
Marcin Jóźwik
Marek Kaczówka
Grzegorz Lacki
Jacek Naliwajek
Sobiesław Skopek
Michał Sopiński
Marcin Strzelecki
Leonard Świdlicki
Iza i Waldek Ptak
Paweł Wielądek
Roman Wigura
"Na ryby" łowi dalej:
Wędkarskie Bractwo znad Wody - aktualny wydawca programu telewizyjnego "Na ryby" - nadal będzie wędkować przed kamerą. Jak zapewnił nas Mirek Golański, jeden z twórców programu, bractwo ma podpisaną umową na dalszych piętnaście odcinków - czyli praktycznie do końca roku. A ponadto istnieje tzw. wola przedłużenia umowy... Poza tym - i jest to oficjalne oświadczenie bractwa - "firma nie jest związana z żadnym wydawnictwem bądź firmą wędkarską". I jest otwarta na współpracę...

Jacek Naliwajek szalał po Wybrzeżu
Wisła w okolicach Kiezmarka na trasie Warszawa - Gdańsk niesie wysoką, mętną wodę. Całe kupy śmieci czepiają się ledwo wystających z rzeki wiklinowych krzaków. "Królowa" musi zaczekać na lepsze czasy. Szybko opadająca woda powoduje zamęt w głowach wędkarzy i ryb, którzy nie mogą w tym szaleństwie na siebie trafić. Na maleńkie obrotówki czepiają się jedynie niewielkie klenie. Jazie gdzieś diabli wzięli.
Jedyną pociechą dla strudzonego wędkarza jest rozrastający się na brzegu szczaw, ktory zabrałem znad wody zamiast ryb. Była z tego pyszna zupa z jajeczkiem.

Rozczarowany Wisłą wskoczyłem na żuławskie kanały. Tu - również szybko opadająca woda. Znakomite dotąd na okonie czerwone twisterki okazały się bezużyteczne. Zastąpiły je posypane brokatem zielone gumki. Cóż z teg skoro czepały się ich niewielkie, ledwo 10 cm okonki. Jednak z drugiej strony interesowały się nimi pływające tu stadami krasnopióry. Niektóre z nich nawet połknęły to zielone. Raz okonek, raz krasnopióra - zabawa na całego.
Żuławskie kanały są niezwykłym tworem. Co kilkanaście kilometrów stacje pomp przelewające wodę z jednego cieku do drugiego. W Rybinie, gdzie Szkarpawa rozdziela się, dając początek Wiśle Królewieckiej, a stacją pomp Linawie - wpadłem w szał! Wkurzyli mnie "koledzy po kiju". Elegancko ubrani, młodzi spinningiści, w pięknych kamizelkach z naszywkami znamienitych wędkarskich firm, opierając się o murek stacji, dobrymi wędziskami machali jednostajnie góra - dół jak podlodowi wędkarze. Do ustawionych obok reklamówek ładowali ledwie 10 cm okonki pływające tu całymi ławicami...
Rozumiem - miejscowi, dla których od wieków kanały były źródłem mięsa, ale oni?!
Moje krasnopióry i okonki pozostały w wodzie. Ze sobą zabrałem do domu jedynie przepięknie pachnące bzy.

Jeszcze z Żuław
. Ostatnie deszcze spowodowały podtopienie pól na Żuławach. Zniszczona została część upraw. Woda stoi na najniżej położonych polach, stopniowo jednak spływa. Od soboty nieprzerwanie pracują wszystkie pompy - łącznie ok. 70-ciu - odciągając wodę. Również ocieplenie i poprawa pogody sprzyjają osuszaniu żuławskich pól. Zniszczona została jednak część upraw, około 20-tu procent plantacji pszenicy, rzepaku i buraków cukrowych. Znaczne szkody ponieśli też drobni działkowcy.

Zatoka Pucka ma szanse na powrót niektórych gatunków ryb. W tym tygodniu przedstawiciele pięciu gmin Ziemi Puckiej rozmawiali o zarybianiu zatoki z Ekofunduszem. Jeszcze w latach 70-tych zaczęło drastycznie maleć pogłowie węgorza, belony, okonia, szczupaka i siei. Powodem było zanieczyszczenie wód. Z 60-ciu gatunków żyjących w Zatoce Puckiej przetrwała ledwo połowa. Dopiero powstanie oczyszczalni w Swarzewie, Jastarni i Helu zatrzymało ten proces.
Od dwóch lat gminy Ziemi Puckiej wraz z Ekofunduszem prowadzą program odtwarzania zasobów rybnych zatoki. Do 2000 roku powstaną wylęgarnie w Swarzewie i Helu. Na nowo pojawiły się już okoń, sieja i płoć.

Woda w Zalewie Wiślanym po raz pierwszy od 20-tu lat nadaje się do kąpieli - wynika z badań elbląskiego SANEPID-u. Jeśli kolejne badania potwierdzą czystość Zalewu - w Tolkmicku i Kadynach będzie można się kąpać. Tysiąc osób na 80-ciu kutrach i łodziach przypłynie z Jastarni do Sopotu na spotkanie z Ojcem Świętym. Ubrani w tradycyjne, odświętne stroje rybacy wypłyną z portu w Jastarni 5 czerwca. Pielgrzymka na spotkanie z Janem Pawłem II jest nawiązaniem do wielowiekowej tradycji łodziowych pielgrzymek na wielki odpust Piotra i Pawła.

Promy Polskiej Żeglugi Bałtyckiej będą pływać latem do Szwecji według zmienionego rokładu. 1 czerwca zlikwidowana zostanie linia do Oxelosundu. Promy z Gdańska będą zawijać do Nyneshamm, które leży bliżej Sztokholmu. Promy "Nieborów" i "Rogalin" będą wypływać każdego wieczora z obydwu portów: w Gdańsku i Nyneshamm. Codziennie będzie pływał ze Świnoujścia do Malmoe, superszybki katamaran "Boomerang". Rano ma ruszać z Malmoe, a po południu ze Świnoujścia. Latem będzie można popłynąć ze Świnoujścia także do Ystad, Kopenhagi i Roenne na Bornholmie.

Grzegor Lacki widział zbiornik i zawody:
Wraz z ostatnia wyprawą na Mietków pogrzebałem tamtejsze okonie. Kilka lat temu, gdy zaczynałem przygodę ze spinningiem, było to najlepsze okoniowe łowisko. W maju, ze słynnego pirsu, można było łowić dziennie po kilkadziesiąt sztuk całkiem zgrabnych garbusków. Niestety, popularność tego miejsca - oraz ludzka pazerność - wykończyła te ryby. Z roku na rok było coraz gorzej, a w tym roku efektem dwóch kilkugodzinnych wypraw był zaledwie jeden okoń, na dodatek niezbyt pokaźnych rozmiarów.
Bardzo przygnębiająca była też rozmowa z miejscowym spinningistą. Na pytanie o okonie stwierdził, że jego szwagier złapał ostatnio jednego, o tam zza tamtych schodów. Bez komentarza... Obecnie pozostaje czekać na 1 czerwca i przyłożyć się do sandaczy, bo według miejscowych - tych nie brakuje.

23.05.99 odbyły się pierwsze w tym roku zawody z cyklu Grand Prix okręgu wrocławskiego. Miejscem zmagań była rzeka Bóbr w okolicach miejscowości Wleń. Do boju przystąpiło aż... 7 zawodników.
Wynik był mizerny i pomimo starań wszystkich zawody nie zostały rozegrane. W przepisach stoi bowiem, że należy złowić 3 ryby, aby móc zaliczyć punkty do klasyfikacji rocznej. Niestety, pomimo bardzo dobrych brań, do sędziego przyniesiono tylko dwa pstrągi... Nie najlepiej świadczy to o populacji pstrąga w Bobrze. Pocieszające jednak jest to, że jeśli nie wydarzy się żadna katastrofa, to w przyszłym roku powinno być tych wymiarowców dużo więcej.
A teraz: krotka relacja z tych zawodów, widziana okiem jednego z zawodników, czyli niżej podpisanego.
Dzień zaczął się dość fatalnie. Przy śniadaniu bardzo złośliwy ogórek zeskoczył z mojej kanapki wprost do herbaty, która piłem. Na dodatek zabrał ze sobą całą furę majonezu, i herbata przestała wyglądać apetycznie.
Biegnąc na umówione spotkanie w pół drogi zorientowałem się, że zapomniałem podbieraka. Używam go tylko na zawodach, więc nie pierwszy raz o nim zapomniałem...

W miejscu jesteśmy byliśmy dość punktualnie. Pierwszy rzut oka na rzekę - też pozytywny. Niski stan rokuje niezłe wyniki. Ostatnie trzy słowa i jazda na wodę. Wsiadamy do auta, kumpel odpala i... nic. Jeszcze raz, i jeszcze raz - i wciąż nic.
Zaglądamy pod maskę. Właściwie to on zagląda, bo ja kompletnie nic na ten temat nie wiem, a po piętnastu minutach decyduję się iść piechotą... I tak nic nie mogę mu pomóc. Więc wskakuję w neopreny i przy pełnym słońcu zaczynam maszerować. Dochodząc do pierwszej miejscówki, z daleka widzę faceta, który pojawia się nie wiem skąd i ładuje wprost do wody na "moje" miejsce.
Powoli zaczynam mieć dość. Wędruję do kolejnego stanowiska, składam kij i wchodzę do wody. Na pierwszy rzut idzie nimfa. Parę przepuszczeń - jest ryba. Krotki hol i... spada. Nawet dobrze. Pstrąg i tak był niewymiarowy. Parę metrów niżej i kolejne branie. Tym razem rybka troszkę większa, ale też spada. Zaczynam się denerwować. Po trzeciej spuszczonej rybie trafia mnie szlag. Skoro mam taką skuteczność myślę - to już widzę, jak dzisiaj wyjmę jakąkolwiek rybę. A jednak kilka kolejnych sztuk udaje mi się doprowadzić do ręki. Trochę uspokajam.
Zmiana stanowiska. Tu musi stać miarowy. Znam to miejsce, jak własną kieszeń. Dwa duże głazy koło siebie leżą na wlewie całkiem sympatycznej rynienki. Zza tych kamieni padł już niejeden kropkowaniec, więc może i dziś się uda.
Pierwsze kilka rzutów nie przynoszą efektu. Przesuwam się trochę do przodu podaję nimfy między głazy i jest ! Ja cofam się do brzegu, a ryba schodzi w dół. Dzielnie walczy w nurcie, ale nie jest jakaś potężna, więc już po chwili wyprowadzam pstrąga na spokojną wodę. Oceniam go jako okaz zawodniczy, czyli koło wymiaru. Może ma może nie, z ukierunkowaniem na to pierwsze. Niestety nie dane mi jest się przekonać. Gdy schylam się po niego, ach ten podbierak, pstrąg wykonuje efektownego młynka i chowa się w kamieniach. Nimfy lądują na gałęzi, a potem na moim kiju, tworząc całkiem ładny kokonik z żyłki. Wychodzę na brzeg, odkładam wędkę. Siadam i jedyne o czym potrafię myśleć, to o tym jak nienawidzę zawodów.
Na "normalnych rybach" w ogóle bym się nie przejął takim zdarzeniem. Chyba się do tego nie nadaję. Po kilku minutach przewiązuję zestaw i ponownie wchodzę do wody. Kilkanaście rzutów nie przynosi efektów. Nagle ostre szarpnięcie linki. Zacięcie i ryba wykonuje efektowny odjazd. Trzyma się dna jak brzana, więc nie mam wątpliwości co do jej wymiaru. Jednak jak pech to pech. Po kilkuminutowym holu, okazuje się, że to dublet i to na dodatek lipieni. Jeden nawet ładny koło 35 cm, ale przecież mają jeszcze okres ochronny. Delikatnie ryby odpinam i zmieniam miejsce.

Michał Sopiński podejrzał:
W podłódzkich Kotlinach leszcze przygotowują się do prokreacji. W pobliżu brzegów, w trawach i wchodzących do wody trzcinach aż się gotuje. Wprost roi się od karasi, wzdręg i leszczy. Biorą tylko te ostatnie. Co jakiś czas udaje się wyciągnąć łopat(k)ę na białego robaczka albo na, jak to ładnie nazwał Przemysław Mroczek, "dziadkowy chleboplutek". Leszcze, choć mają już wysypkę tarłową, jeszcze nie rozpoczęły amorów. Na razie przypłynęły do suto zastawionego stołu. Objadają się ikrą innych gatunków.
Reklamy Krokus: eZ Publish