NR 17 - 18 SIERPNIA

RYBIE OKO
FORUM RO
Sklep wędkarski

TW - Editorial nr 17
TW - Wejściówka

UPATRZONE MARZENIA
Album mucharza, fotografie Nr 5 i 6.

Pomiędzy czarno-białymi zdjęciami znalazłem kilka kolorowych, chociaż mocno spłowiałych. Nie byłbym wędkarzem, gdybym nie pochwalił się nimi...

Jestem nad Wdą, wrześniowe słońce prześwietla wodę. Montuję sprzęt i ruszam w górę. Do najbliższego dołka mam kilkadziesiąt metrów spokojnej płytszej wody z piaszczystym dnem - taki nieciekawy odcinek, gdzie nigdy nic. Wędkarski instynkt każe mi spojrzeć na rzekę w chwili, w której dorodny lipień nieśpiesznie odpływa pod drugi brzeg. Staję i przewiercam oczami wodę. Dostrzegam następnego. Stoi za falką piasku, a właściwie to przesuwa się w poprzek nurtu zbierając nimfy.
Przechodzę powyżej ryby. Siedzi po pierwszym podaniu. Piękny czterdziestak z brzuchem wypełnionym nimfami. To powoduje, że szybko wędruję w górę rzeki ścinając par zakrętów. Rozpoczynam schodzenie z prądem, wypatrując lipieni. Intuicja mnie nie zawiodła. W godzinę łowię komplet i to jaki - łączna długość złowionych lipieni wynosi 122 cm. Udało mi się je złowić, podając muchy największym z wypatrzonych lipieni.
Duża dawka wędkarskiego szczęścia...
Grudzień nad Brdą, przelotne opady pierwszego śniegu z ciemnych niskich chmur nie nastrajają optymistycznie, lipieni ani śladu. Wracam do samochodu brzegiem i nagle dostrzegam kilka lipieni stojących blisko siebie w miejscu, gdzie jeszcze 15 minut temu było pusto. Jeden z nich wygląda na wymiarowego. Kilkukrotnie przepuszczam nimfy, zanim najbliższy, krótki zresztą, zawisa na wędce.
Nie chcąc go zbytnio kaleczyć, luzuję sznur i pozwalam mu wyswobodzić się z haczyka. Lipionek chowa się pod krzakiem rosnącym na moim brzegu i natychmiast wyskakuje na środek rzeki. Coś go wyraźnie wystraszyło, pewnie szczupak stoi pod burtą, myślę sobie, usiłując zobaczyć coś poprzez bezlistne gałęzie.
To co zobaczyłem, paraliżuje moje ruchy. Pod moimi nogami stoi lipień, co najmniej pięćdziesiątak z nastroszoną płetwą grzbietową. Nie, lipień jest dużo większy, jego płetwa ma chyba 50 cm. Powoli, żeby Go nie spłoszyć wycofuję się, kombinując jak mu podać nimfy. Na kolanach zajmuję miejsce powyżej stojącego lipienia i delikatnie wpuszczam zestaw i przytrzymując spływające nimfy, dodaję im życia. Wszystko na nic, stary "profesor" zna więcej sztuczek niż ja i majestatycznie odpływa na środek rzeki, zatrzymując się za zatopionym pniem.
Po kilku chwilach rozpoczyna żerowanie, a ja nie mogę oderwać od niego wzroku. Jestem zahipnotyzowany jego wielkością. Szybko zmieniam zestaw nimf i rozpoczynam zabawę od nowa. Po drugim rzucie zabawa się kończy, bo lipień odpływa pod drugi brzeg i niknie w ciemnym głębokim dole.
Wszystkie niedziele, jak również Sylwestra, spędzam na tym miejscu lustrując wodę - niestety lipień zniknął. W lutym przyjeżdżam razem z dwoma młodymi stażem muszkarzami i jak zwykle pędzę w wiadome miejsce, opowiadając po drodze o moim lipieniu. Słuchają moich opowieści z niedowierzaniem. Pokazuję im krzak pod którym stał lipień i wskazuję zatopiony pień, w tym momencie raptowny skok ciśnienia, stoi dokładnie tam, gdzie mówiłem.
Koledzy namawiają mnie do natychmiastowego łowienia, chcąc być widzami wędkarskiego spektaklu. Przygotowuję specjalny zestaw nimf - kierunkową ciężką, topornie wykonaną na kiepskim haczyku wiążę na przyponie 0.10, a małą i delikatną nimfę przywiązuję do 0.16 na skoczka. To sprawdzony zestaw pozwalający na obławianie głębokich dołów z zawadami.
W razie zaczepu zrywam tylko kierunkową, która i tak służy jako obciążnik. Niejeden lipień stracił życie dzięki temu wynalazkowi. Wreszcie jestem gotowy do walki. Po kilku przeprowadzeniach, mój lipień rusza w dół rzeki. Jestem przekonany, że już go nie złowię, bo jest bardzo ostrożny i nie będzie reagował na moje nimfy.
Ryba przepłynęła kilka metrów i zatrzymała się w głębokim dole, a po chwili zaczęła spływać. Tylko dzięki namowie kolegów wykonuję kilka rzutów, bez wiary w powodzenie moich poczynań. Dostrzegam minimalny ruch ryby w bok, zacięcie i zaczyna się zabawa.
Ryba poczyna sobie dość śmiało i pakuje mi się pod pień. Próbuję ją podciągnąć i czuję zaczep. Ale czuję także rybę. Napinam mocniej sznur, ufając w skuteczność mojego wynalazku. Po chwili sznur przesuwa się w bok za rybą uwolnioną z zawady.
Bojąc się przerwać kruche wargi lipienia, nie forsuję specjalnie holu, co pozwoliło mojej zdobyczy minąć moje stanowisko i podpłynąć do brzegu powyżej krzaka. Linka wchodzi pomiędzy jego gałęzie i znowu nie panuję nad sytuacją. Pozostaje mi tylko jedno, ryzykując "wlewkę" zsuwam się powoli do wody. Na szczęście łapię grunt z zapasem 10 cm od krawędzi spodni i walcząc z gałęziami usiłującymi zepchnąć mnie na głębszą wodę, obchodzę krzak. Czując zbliżający się finał walki, proszę kolegów o podbierak, bo swój zostawiłem w samochodzie przez zwykłe wygodnictwo. Niestety zły przykład zadziałał i oni również nie wzięli swoich.
Skracam sznur, starając się podejść jak najbliżej ryby, która widząc mnie oderwała się od brzegu i wykorzystując nurt, spłynęła poniżej mnie, wbijając się ponownie w brzeg. Nie chcąc ryzykować ponownego zaczepu szybko poruszyłem nogami dno i chmura piasku spłynęła w jej kierunku. To okazało się bardzo skutecznym zabiegiem - ryba podpłynęła pod moje nogi i podniosła się ku powierzchni.
Jeden ruch ręką i na brzegu znalazł się pstrąg długości 53 cm i wadze 1,46 kg. W jego nożyczkach tkwiła moja szkarada, a na skoczku zobaczyłem resztki roślinności. Nie słyszałem gratulacji patrząc na tego pstrąga, który miał być życiowym lipieniem, ale jestem przekonany, że przy pierwszym grudniowym spotkaniu widziałem właśnie lipienia.
Pewnie gdzieś sobie spłynął i uratował swoje rybie życie albo padł łupem kłusowników, bo ten odcinku rzeki został objęty zakazem połowu jako Park. Szkoda tylko, że zakaz ten dotyczy tylko wędkarzy. Kilka razy odwiedzałem ten odcinek "turystycznie" i stwierdziłem znaczne zmniejszenie się populacji ryb, oczywiście tylko wizualnie. Spacerowałem natomiast po mocno wydeptanych ścieżkach pewnie przez strażników Parku, szkoda tylko, że żadnego z nich nie spotkałem. Ale przecież nie o tym były te fotografie.

Romek Wigura

 
All righs reserved, teksty, rysunki i zdjęcia powierzone przez autorów do publikacji wyłącznie na tych stronach intenetowych
Reklamy Krokus: Systemy CMS