NR 19 - 3 WRZESNIA

RYBIE OKO
FORUM RO
Sklep wędkarski

TW - Editorial nr 19
TW - Wejściówka

PIEKIELNE POŻEGNANIE
W ostatnich dniach sierpnia wędkarze ogarnięci salmonellozą mają w głowie tylko jedno - pojechać na pstrągi. Dopaść kabana, przeżyć emocje ostatniego już w tym roku holu. Niech to nawet i nie będzie kaban, może być choćby wymiarek... Byleby był.

Pstrag GosiTa sama idea przyświecała całej naszej czwórce, kiedy w niedzielny poranek wyruszaliśmy na Dobrzycę.
      - Bez czterdziestaka nie schodzę - zagroził Sobiesław, zwany przez przyjaciół Sobim. Na takie dictum piknęły we mnie nieśmiało wielkie nadzieje. Skoro Sobi tak mówi... Z pewnością wie lepiej, biorąc pod uwagę fakt, że trzymał muchówkę w ręku o lata częściej i dłużej niż ja. A ja trzymałam ją trzy razy...
       Dobrej myśli był nawet pies.       Samochód obiecywał wielkie przestrzenie, po których można będzie trochę polatać.
       Przestrzenie pokazywała też mapa, nad którą Sobi i Jacek spędzili dość długie - z punktu widzenia psa - pół godziny. Dobrzyca jawiła się na papierze jako atrakcyjna woda, kryjąca w sobie niejednego dorodnego pstrąga.

Koniec sezonu, koniec rzeki

Kazan dgog       Wieś Wiesiółka jest typową wsią. Nie ma w niej nic atrakcyjnego - jeden bar, jeden sklep i jedna kufloteka, z tych, co jeszcze sprzedają tanie wina na szklanki. Mogliśmy pojechać w jakiekolwiek inne miejsce - Dobrzyca to duża rzeka. Choćby do Ostrowca. A jednak wylądowaliśmy tam. Z powodów aprowizacyjnych.
       Człowiek otóż zbudowany jest tak, że musi jeść. Głodny traci chęć do życia i nie ma wcale ochoty na wędkowanie. Niedaleko Wiesiółki zaś znajduje się łowisko specjalne, na którym o każdej porze dnia i nocy można dostać świeżutko uwędzoną rybę...
       Ta racjonalna decyzja, jak miało się potem okazać, dokopała nam artystycznie.
       Dobrzyca w Wiesiółce przypomina rzekę tylko na pierwszy rzut oka - a i to trzeba patrzeć z mostu poprzez samochodowe szyby. Okiem niezabezpieczonym motoryzacyjnie widać bowiem, iż brzegi rzeki nie są wcale atrakcyjne, choć teoretycznie być powinny. Pokrywa je bowiem błotnista, czarna, śmierdząca maź, która na dodatek całkiem sporym kawałem lokuje się w wodzie. A woda - pożal się Boże. Kolorem, a fragmentami i zapachem, mocno przypomina gnojówkę. Nadto, jak niesie wieść, wśród miejscowej ludności popularną formą pozyskiwania rzecznego dobra jest zapuszczanie w rzekę prądu...
       Poddaliśmy się po trzech godzinach, w czasie których jedno jednyne branie zanotował Sobi. Rybą, która połaszczyła się na jego nimfę był prawdopodobnie lipień.

Specjalnie dla psa

Wedzone       Pijąc smętnie piwo, ustalamy dalszy plan działania. Wygląda sensownie - lekki posiłek w Tarnowie, złożony z wędzonego pstrąga, a następnie uderzymy na rzekę w okolicach Bukowej Góry, w połowie drogi między komercjałem a nieszczęsną Wiesiółką.
       Posiłek "natycha" nas nowym duchem, z tym że duch każdego jest inny. W rezultacie atak na Bukową przypuszcza sam Sobi. My zostajemy na komercjalu, uznając racjonalnie, iż nauka wtedy ma jakikolwiek sens, gdy jest możliwość treningu. Do treningu zaś niezbędne są ryby...
Hol       Ostatnie prawdziwe pstrągi odkładamy na dzień następny.
       Ale pech prześladuje i tu - przynajmniej mnie. Pierwszy tęczak zapina się sam, pozbawiając mnie skutecznie możliwości przećwiczenia na nim trudnej sztuki zacinania muchówką. Co gorsza, zapina się tak dokładnie, iż - mimo przynajmniej piętnastominutowych wysiłków - nie udaje się go odpiąć. A to oznacza, że trzeba go kupić.
       Po chwili i Jacka dopada podobne "nieszczęście".
       Jedynym wygranym jest pies. Z wytrzeszczonymi z emocji oczami pochłania hol, przeżywając każdy odjazd tęczaka. Widać, jak w jego umyśle następuje łańcuch skojarzeń: nieatrakcyjny kij - fajna, nie do aportowania rzecz w wodzie - ryba.
       Ryba ląduje we wiaderku koło psa. Podskakuje, budząc w nim jeszcze większy entuzjazm: nie dość, że obok nosa ma górę ulubionego pożywienia, to pożywienie owo jeszcze się rusza! I choć następne ryby udaje się nam szczęśliwie spiąć, w czym pewien udział mają haki bezzadziorowe - miłość psa do wędkarstwa, poparta dowodami w kuble, nie słabnie.

Piekielne zjawisko

Pilawa       Kocham Piławę. Nie za to, że przyniosła mi pierwszego w życiu pstrąga, bo wcale tak nie było - ale za urodę. Przejrzysta woda, w której można obserwować bez polaroidów ryby, rybki i inne żyjątka, urokliwe zakręty, zwisające nad wodą gałęzie, zwalone drzewa... Czasami można brodzić, godzinami bez jednego nawet rzutu, po prostu patrząc. A czasami po pierwszym zarzuceniu do przynęty wychodzi piędziesięciocentymetrowy pstrąg.
       Nic dziwnego, że wybór pada na Piławę.
       Niestety, zamiast pojechać w jakieś sprawdzone, znane miejsce pcha nas pod Nadarzyce, gdzie jeszcze nigdy żadne z nas nie było. Na skutki tej głupoty nie trzeba długo czekać: bez względu na to, czy idzie się w górę, czy w dół rzeki, i bez względu na to, jak długo się tam idzie - na kiju ląduje tylko jedna ryba. Piekielnica, małe, żerte paskudtwo wielkości uklejki, której nawet w akcie zemsty nie wolno ubić, bo jest pod ochroną.
       Jacek - jak zwykle farciarz - łowi klenia. Też mam na to ochotę, wybieram na oko kleniowe miejsce - okolony zwisającymi gałęziami dołek. Na powierzchnię wody, jakby na zamówienie, spada mały, biały robalek,którego natychmiast łyka kleń.
       Są!
       I już, już mam zarzucać, kiedy w moim upatrzonym łowisku pojawia się z głośnym chlupotem duży, obcy temu miejscu element i zaczyna płynąć w moją stronę. No, tak, pies wlazł do wody... Chyba mogę zapomnieć o kleniach.
       Tym razem poddaliśmy się dopiero wieczorem, w międzyczasie trawiąc ze dwie godziny przy prawie zwalonym mostku, pod którym stały lipienie. Ponoć w Nadarzycach ulubioną wędką miejscowej ludności jest agregat prądotwórczy...
       Pożegnanie z tronią postanowiliśmy urządzić w miejscu znanym przynajmniej jednej osobie. Precz z piekielnicami!

Gośka Jurczyszyn

 
All righs reserved, teksty, rysunki i zdjęcia powierzone przez autorów do publikacji wyłącznie na tych stronach intenetowych
Reklamy Krokus: Dobre i tanie domowe jedzenie Posiłki regeneracyjne Łódź Dowóz do firmy, katering