477 artykułów, 37 numerów - to daje średnio 39,5 artykułu na miesiąc.
Tyle, ile w przeciętnym miesięczniku wędkarskim. I wszystkie, co do
jednego, długie. Jednym słowem, jest się czym pochwalić.
Nikt nam nie dawał szans. My sobie zresztą także nie. Tygodnik wędkarski?
On line? Bez pieniędzy? A kto to będzie robił???
Nie pamiętam już, które z nas postawiło właśnie to pytanie. Siedzieliśmy
we trójkę: ja, Jacek i Wojtek Górny, w "naszej" warszawskiej, mikroskopijnej
kawalerce, w której zresztą kawaler postury niewiele miał miejsca
dla siebie. Kieszonkowe mieszkanko zdolne było pomieścić albo człowieka,
albo komputery, a my mieliśmy w nim nie dość, że sprzęt, to jeszcze
dwie osoby, gościa i psa...
Kto wie, może wtedy właśnie zalęgła się w nas zuchwała myśl, że niemożliwe
jednak jest możliwe... Skoro udało się na 17 metrach kwadratowych
upchnąć tyle rzeczy (bo i przecież spaliśmy na czymś, i jedliśmy nie
na podłodze, i pracowaliśmy tam zawodowo) to może i wariactwo, jakim
niewątpliwie było wydawanie w czasach komercyjnych rzeczy niekomercyjnej
zupełnie, w tak nieznanym Polakom, jak nam się wówczas wydawało, medium
jak internet - może też się uda?
Pierwszy numer składał się prawie w całości z tekstów Jacka. Drugi
- pół na pół, mniej więcej. W trzecim zaś... No właśnie. Okazało się,
że nie tylko my jesteśmy osobnikami na wskroś nienormalnymi, którym
chce się pracować za darmo, ba, więcej - inwestować w wariactwo swój
czas. I tak naprawdę aniśmy się obejrzeli, jak powstał zespół. Zespół,
który - wprawdzie w zmienionym nieco składzie - trwa i pisze do dziś.
Jest to zespół większy niż ten z początków... I dobrze. I niech się
rozrasta. Im więcej bowiem osób chce się dzielić na internetowych
łamach chce się dzielić swoją wędkarską wiedzą z innymi - tym lepiej.
Człowiek uczy się wszak całe życie.
Nie zawsze było łatwo. Bywało, że wszystko sprzysięgało się jakby
przeciwko nam: sypał się sprzęt, brakowało pieniędzy, z tygodnika
robił się nieregularnik... Nie udało się utrzymać formuły tygodniowej.
Ale o tym nie chce się pamiętać. O wiele fajniej jest pomyśleć sobie,
że gdyby nie TW, nadal - Jacek i ja - tkwilibyśmy w okowach spinningu.
A tak - proszę: mucha. A gruncik, spławik, laska, morskie łowy? Całe
wędkarstwo stoi przed nami otworem. Bo nawet gdy ktoś ciemny w danej
dziedzinie jak ja w kwestii połowów batem będzie miał ochotę się z
nową dlań gałęzią wędkarstwa pobarować - znajdzie odpowiedzi na nurtujące
go pytania. Przynajmniej taką mamy nadzieję. Bo w końcu po to powstał
ten tygodnik...
Roztkliwiliśmy się nieco... Może to i lepiej? Chcieliśmy napisać bowiem,
jak bardzo dopiekł nam ten jubileuszowy, wypieszczony, 38 numer, który
właśnie do was trafia - ale nie napiszemy. A, co tam. Było, minęło.
Nic to, Baśka... Nic to...
Grunt, że się udało. I udawało przez rok. Ale w końcu, czemu się dziwić?
W końcu było to o wiele prostsze niż życie na powierzchni o wielkości
chusteczki do nosa...
Gośka i Jacek |
REDAKCJA: Gosia Jurczyszyn
- Redaktor Naczelna Jacek Jóźwiak - Webdesigner Andrzej Trembaczowski -
Redaktor i fotograf dyżurny
AUTORZY: Sławomir Hein Marcin
Jóźwik Paweł Kobyłecki
Iza i Waldek Ptak Piotr Onikki-Górski Sobiesław
Skopek Michał Sopiński
Roman Wigura Radek Gościmski
Tomasz Klimek Krzysztof
Michalak |
W pewnym oddaleniu od brzegu, na nieco głębszej wodzie,
można znaleźć wcale niebrzydkie leszcze - należy przy tym pamiętać,
że termin "oddalenie" oznacza na wiosnę zupełnie coś innego niż latem.
Wędkarze znad Odry, Bugu, Wisły mawiają, że wiosenne rzeka jest wąska
jak pstrągowy strumyk. - to z Taktyki wiosennej |
 |
Wiosna to piękny czas, czas miłości
i narodzin. Kochają się ptaszki, kochają robaczki, kochają zwierzątka.
I wreszcie my, ludzie - też się kochamy. A kochając, wzdychamy smętnie
do świata zwierzaków, myśląc sobie: im to dobrze... Rozcapierzy taki
ogon, zamerda ogonem - i już. - Gosia Jurczyszyn o grze wstępnej
w tekscie Alkowa z wkładką |
 |
Drapieżnik spod metra, co to
za ryba, kto zgadnie. Dla podpowiedzi cytat z Jóźwiaka: To nie
jest morda chama, to buźka arystokraty przystosowana do połykania
maleńkich kąsków. Płoć poza okresem wiosennym nie znika przecież,
nie zagrzebuje się w mule, ona po prostu przestawia się na najwygodniejszą
dla siebie dietę. |
 |
Nazywam się Mariusz Kusiński,
mieszkam w Calgary, w Kanadzie. Nie jestem osobą, która zna wszystkie
wyrażenia wędkarskie, wiec - jeśli zabraknie ich w tym artykule -
wybaczcie... - tak pisze Mario w Sprawozdaniu
z Calgary |
 |
Jezioro Majcz Wielki leży kilkanaście kilometrów na
zachód on Mikołajek. Na szczęście nie ma nad nim żadnych ośrodków
wypoczynkowych a do połowy jest Majcz otulony przepięknym, starym
lasem. - Sławek Hein dotrzymał obietnicy i w pracy napisał Majczowe
płocie |
 |
Trudno go podejść, trudno przechytrzyć,
trudno wyholować spośród zawad. Łowienie pstrągów wymaga znakomitego
opanowania sztuki i sprzętu o najlepszych parametrach. Nie bez powodu
uważane jest za sztukę wyższego lotu - wymusza rozwój i ciągłe doskonalenie.
- pisze Andrzej Trembaczowski w Chytrości
pstrągarza |
 |
Kiedyś nie było takiego problemu, literatura wędkarska
zalecała stosowanie przyponów wiązanych z coraz cieńszych odcinków
żyłki. Wielka wagę do doboru i długości przyponów przywiązywał Fryderyk
M Halford,"ojciec" opracowania metody połowu na suchą muszkę - pisze
Roman Wigura w tekscie "Jak wiązać muszkę
ze sznurem"... |
 |
373 tysiące złotych odszkodowań
za straty spowodowane w ubiegłym roku w gospodarstwach przez chronione
bobry, wilki i żubry wypłacił rolnikom podlaski Urząd Wojewódzki.
Urząd ocenia, że realnych szkód jest o 40 proc. więcej, ale wielu
rolników ich nie zgłasza lub jeszcze nie wie, że może to zrobić.
- to fragment jednej z naszych AKTUALNOŚCI |
W Szwecji byłem już w 1990 i 1991
roku. Niestety, były to wyprawy zarobkowe. Ale niedziele spędzałem
nad piękną, łososiową rzeką Ätran w Falkenbergu. Jednodniowa licencja
kosztowała wtedy 70 SEK - równowartość 2 godzin pracy - pisze Witek
Nowak w Dorożce po szwedzku |
Surową oliwką nadziewamy niewielkiego skowronka. Obkładamy
go gotowaną szynką i wkładamy do młodej przepiórki, którą nacieramy
rozmarynem. Następnie wkładamy całość do bażanta, a bażanta do indyka.
Tego ostatniego obkładamy plastrami półgęska i ściśle wiążemy dratwą.
- to z Przepisu Jubileuszowego naszego
dyżurnego kuchmajstra. |
Każdy z nas słyszał chyba o rybach
latających. Niewielu jednak wie, że można je skutecznie łowić na wędkę.
Chciałbym dziś przybliżyć czytelnikom mało znaną u nas technikę amatorskiego
połowu tych stworzeń. Zapewniam, iż opanowanie jej dostarczy niezapomnianych
wrażeń. - to z opowiadania Wędkarskie
antypody Marcina Jóżwika |
Początek wiosny rozpalał tęsknotę za jakąkolwiek
wyprawą. Nie potrafiłem, nie mogłem usiedzieć w domu! Czasem jednak,
jak to w marcu bywa, pogoda płata psikusa. Wraca zima. I trudno się
z tym pogodzić... - w Marcowej wyprawie
wspomina Andrzej Trembaczowski |
Bo cóż jest do wymyślania, skoro
na przykład o kłusownictwie i bezsensownej ochronie wód pisze się
w prasie wędkarskiej i mówi od zawsze i zawsze stanowi to głos wołającego
na puszczy. Jeremiada, wernyhoryzm, proroctwa we własnym kraju. A
rzeczywistość do bani... - narzeka Jacek Jóźwiak w Zmęczeniu
wiosennym |
Nie chciało mi się tłumaczyć, że młodzi ludzie, nawet
ośmio-dwunastolatkowie, nie mówiąc już o czternastoletnich facetach,
mają całkiem dorosłe wymagania. Nie mają wprawdzie własnych pieniędzy,
ale często do wędkarstwa podchodzą w sposób dojrzalszy od swoich dorosłych
kolegów po kiju. - próbowaliśmy kupić pierwszą wędkę młodemu, efekty
w Łowić nieco drożej |
Wracamy do naszych Ankietek. Dziś Pstro
w głowie, czyli szukamy wiosny. |
Nie minęło kilka sekund, gdy "rrra" wzniecone przez
ukleje rozlega się kilka metrów dalej. Tym razem drapieżnik wali w
ofiary. Jak błyskawica, mocno, głośno... W gwałtownym zwrocie uderza
ogonem o wodę. I oto w uszach pozostaje wyraźna nazwa napastnika -
RRRA PA! - Ryba wielkich emocji, tak się
nazywa pierwszy rozdział naszej monografii o boleniu. |
 |
Każdy spinningista
próbował na początku swej łowieckiej kariery zapiąć na błystce bolenia
uganiającego się po zastoiskach za główkami, u ujścia nieprzepływowych
łach. Czasem nawet rzecz taka udawała się... - rozdział II Karpiowaty
inaczej |
 |
Bolenie zbliżają się do brzegów dopiero wówczas, gdy
poziom średnich i dużych rzek znacznie się obniży, gdy pierwszy wylęg
rozpleni się na płyciznach. Nie oznacza to, że rapy zaczynają odżywiać
się drobiazgiem niewiele większym od plemnika - po prostu wylęg zwabia
nieco większe rybki. - rozdział III Cztery pory
roku |
 |
Znam spinningistów, którzy są tak tęgimi
raperami, że nawet podczas ciszy na wodzie potrafią z każdej niemal
rzeki wydłubać dorodną sztukę, ale, moim zdaniem, dysponują oni czymś,
o czym ja i wielu mi podobnych może tylko marzyć - siódmym jakimś
zmysłem, który pozwala im lokalizować ukryte bolenie. - rozdział IV
Na wierzchu |
 |
Z atakiem bolenia nie może się równać uderzenie w kij
żadnej innej ryby z rzeki nizinnej. Szczególnie pobicia szybko prowadzonej
przynęty lub atak zza podwodnej przeszkody potrafią być na tyle mocne,
że niezbyt pewne trzymanie wędziska może skończyć się utratą sprzętu.
- rozdział V Łosoś dla ubogich |
 |
Uciekając rapa odjeżdża na otwartą wodę, nie wyskakuje,
nie robi młynków. Jeżeli tylko wędkarz zachowa spokój i zadba o precyzję
w ustawieniu hamulca oraz nie zniży niepotrzebnie szczytówki, to po
kilku minutach może być pewien zwycięstwa. - rozdział VI Tylko
spokój |
 |
Ataki bolenia bywają zazwyczaj dobrze widoczne. Ryba
ta przepada za wypłyceniami graniczącymi z głębiną. Doskonale zamaskowana
ciemnym grzbietem podpływa do uskoku, wybiera gromadkę ofiar, celuje
i bije. - rozdział VII Głowka w warkoczach |
 |
Jesienią natomiast i zimą oddalają się w głąb koryta.
Woda na ogół bywa już podwyższona, kamieniste rafy zalane doszczętnie,
ale rysujące się jeszcze wyraźnie na powierzchni. - rozdział ostatni
Pukając do koryta |
 |
|
|