ZROBIĆ GO W ŻABĘ, CZYLI COŚ DLA SPINNINGISTÓW
Trzy lata temu moja fascynacja żabami podczas wiosennych wypraw na pstrągi sięgnęła zenitu. Podczas całodziennej, forsownej wędrówki brzegiem Tanwi moje cud obrotówki lekceważone były przez kropkowańce. Widziałem za to kilka uderzeń w budzące się do życia żaby.
Rozczarowany "pustym przebiegiem" natychmiast po powrocie do domu
sięgnąłem po atlasy przyrodnicze i zagłębiłem się w lekturę poświęconą
płazom bezogoniastym. Przeprowadziłem też powtórkę ze wspomnień -
to wcale nie jest łatwe: jasno i precyzyjnie uzmysłowić sobie, jak
pływają żaby...
Ale owe wieczorne przemyślenia pozwoliły mi na wybór swojego faworyta
spośród woblerów - najłatwiej daje się prowadzić "jako żaba"
słynny wobler "Big S" oraz równie pękate modele amerykańskie,
pod warunkiem, że nie mają głębinowego statecznika.
W Polsce istnieje przeświadczenie, że najłowniejsze są woblery nurkujące
głęboko, więc kupienie plastikowych pękatek nie nastręczało trudności.
Znalazłem nawet kilka modeli o ślicznym zielonym grzbieciku i równie
pięknym żółtym brzuszku. Te pozostawiłem bez przeróbek i do dzisiejszego
dnia służą mi nie tylko na łowiskach pstrągowych. Myślenie o konkretnej
przynęcie jak o żabie zaprocentowało szczupakami z grążeli, wielkimi
kleniami znad łanów moczarki i nurzańca oraz przegranym spotkaniem
z sumem.
Większość pękatych woblerów przemalowana została w żabi deseń. W atlasach
przyrodniczych płazy bezogoniaste pokazywane są z dwóch stron - od
grzbietu i brzuszka. Najpiękniej maluje natura właśnie na wiosnę.
Są to na ogół łatwe do podrobienia wzory. Wystarczy kilka dobrych
pędzelków, farba modelarska i rozpuszczalnik. Dla ambitniejszych i
bardziej uzdolnionych można polecić zwyczajną temperę, którą można
mieszać na dowolnej paletce. Ja korzystam z niej właśnie.
Dość grubym papierem ściernym matowię powierzchnię woblera, myję go,
suszę, a potem maluję go na kumaka, na moczarową, trawną, na rzekotkę,
czy żabę fantazyjną. Bardzo starannie potem suszę moje dzieła i pokrywam
je kilkakrotnie lakierem poliuretanowym. Są śliczne.
I łowię - bo to działa!
(jaj) |
 |
MAZOWIECKIE MUCHOWANIE
Proponuję wybrać się nad średniej wielkości rzekę
nizinną, jak Wkra czy Pilica, lub nad małe strumienie, wijące się
wśród leśnych ostępów. Właśnie nad takimi wodami niejednokrotnie przeżywałem
emocje godne najwspanialszych górskich potoków.
Złowienie pstrąga w rzeczce o szerokości
2 metry lub pięknego klenia, atakującego z kępy podwodnych roślin
jest dla mnie zawsze niezapomnianym przeżyciem.
Wybierając się nad rzekę nizinną stosuję
dwie techniki łowienia
na muchę.
Szukając kleni lub jazi staram się łowić na suchą muchę lub, tuż pod
powierzchnią wody, na muchę tonącą. Sprzęt jakiego używam do połowu
na suchą muchę, to wędzisko 2,70 m., linka AFTM 7 w kolorze jasnym,
przypon z żyłki o grubości 0,12 mm.
Moje kleniowe muchy to klasyczne palmery.
Wykonuję je na haczykach od 16 do 8, przy większych egzemplarzach
stosując haki o przedłużonym trzonku. Materiały, jakich używam do
wiązania much, są w kolorach od brązów, poprzez odcienie zieleni,
aż do czarnego. Bardzo skuteczne muchy na kwietniowego klenia to "red
tag" oraz chruściki zrobione z zimowej sierści sarny.
Muchy tonące stosuję tylko wtedy, gdy
nie widzę żerowania powierzchniowego. Do moich ulubionych należą wszelkie
imitacje jętek we wczesnej fazie rozwoju, które dryfują z prądem tuż
pod powierzchnią wody.
Ważnym elementem przy połowie kleni
i jazi na sztuczną muchę jest
prowadzenie przynęty.
Zawsze
staram się oddawać dalekie - kilkunastometrowe rzuty. To konieczne!
Jak powszechnie wiadomo, kleń jest dość płochliwą rybą...
Prowadzenie muchy musi być spokojne
- nie można dopuścić do smużenia w przypadku suchej muchy.
Jeżeli chodzi o muchę tonącą, prowadzę
ją bardzo często dość agresywnie. Najpierw wypuszczam w okolicę domniemanego
stanowiska ryby, a następnie ściągam ją do siebie krótkimi szarpnięciami.
Taką operację powtarzam kilkakrotnie, a następnie zmieniam przynętę
i zaczynam od nowa. Technikę tę stosuję zarówno w przypadku polowania
na klenia jak i jazia.
Inną
rybą godną uwagi
w rzekach
średniej wielkości jest brzana. Gdy szukam stanowisk tej walecznej
ryby, staram się zwracać uwagę na wszystkie bystrzyny o kamienistym
lub żwirowym dnie. Są to zazwyczaj odcinki proste, bez zakrętów i
widocznych przeszkód w postaci np. zwalonych drzew. Sprzęt, jakiego
używam, jest podobny kleniowego: linka szybko tonąca w kolorze ciemnym
i mocny przypon, 0,15 - 0,20 mm. Użycie grubszego przyponu wymusza
łowienie przy dnie oraz liczne zaczepy.
Muchy, jakich używam do połowu brzany,
to różnego rodzaju imitacje kiełża w ciemnej tonacji - nawet wtedy,
gdy nie występuje on w danym łowisku - oraz larwy chruścika. Wiążę
je na haczykach nr 12 - 8. Zwracam też dużą uwagę na wszelkie larwy,
które znajduję na łowisku. Staram się wtedy dobierać - jeżeli nie
mam identycznych - wabiki podobne pod względem kolorystycznym.
Polując na brzanę brodzę pod prąd i
wykonuję dalekie rzuty wzdłuż koryta rzeki, przed siebie. Cały czas
utrzymuję kontakt z przynętą, wybierając linkę energicznymi, ale płynnymi
pociągnięciami. Przynętę staram się prowadzić przy dnie, a jeżeli
warunki pozwalają - nawet szorując po nim. Atak ryby jest zazwyczaj
bardzo energiczny, objawia się jako zdecydowane szarpnięcie, rzadziej
jako przytrzymanie.
Wybierając się nad
małą i wąską rzeczkę
nizinną
lub strumyk szukam ryby uznawanej za jedną z najbardziej muchowych
- pstrąga potokowego. Wbrew pozorom, na nizinach można jeszcze znaleźć
wiele wspaniałych łowisk.
Moimi ulubionymi wodami są małe i niemiłosiernie
zarośnięte leśne strumyki, których szerokość czasem nie przekracza
2 metrów. Kwiecień jest miesiącem, który nie pozwoli nam odczuć wszystkich
pułapek, chyhających nad małymi ciekami - rozwijająca się roślinność
nie jest jeszcze tak strasznie dokuczliwa jak latem. Niemniej warunki,
jakie występują nad taką wodą, bardzo odbiegają od dobrze znanych
i rozległych łowisk.
Mój sprzęt "ciurkowy" to wędzisko długości
2,70, AFTM 4. Krótsze bywa bardzo zawodne, gdy brzeg jest gęsto zarośnięty.
W zależności od warunków panujących na łowisku zakładam linkę pływającą,
najchętniej w kolorze jasnozielonym. Gdy na dnie jest piasek, linka
zmienia kolor na jasny brąz lub inny jasny odcień. Przypon nie grubszy
niż 0,10 - 0,11 - ale zwracam dużą uwagę na jakość żyłki, z której
jest wykonany. Nie stosuję przyponów grubszych, gdyż podczas zaczepów
na nadbrzeżnych gałęziach i tak nie mam szans na uwolnienie muchy.
Nad małą rzeczką zawsze staram się bowiem zachowywać bardzo ostrożnie
i unikam wchodzenia do wody. Cóż, lepiej stracić muchę niż rybę...
Piotr Klekowiecki
|
|
|