         |
NA RYBY, NA GRZYBY, NA LWYBY
Wiosna zaczyna się od lasów i gór. Tam, choć
w powietrzu czuć jeszcze zimę, choć zbocza pokryte są śniegiem, choć
sezon narciarski nadal trwa - przez białą pokrywę przebijają się najpierwsze
oznaki pożegnania z zimą.
Wiele z nich zobaczyć można tylko teraz.
Później znikną. Jakby się pod ziemię zapadły... I zapadają się. Naprawdę.
Bo to geofity, a mówiąc po polsku - rośliny ziemne.
"Normalne" rośliny nie mają nic do ukrycia.
Wszystko, co im do życia potrzebne - poza, oczywiście, korzonkami
- trzymają na powierzchni. Cóż, mogą sobie na to pozwolić - gdy kiełkują,
gdy rosną, świat jest już ciepły i rzadko kiedy sięga go zdradziecki
przymrozek. Geofity nie mają tak dobrze. Muszą być przygotowane na
wszystko, nawet na powrót zimy. Dlatego - na wszelki wypadek - wszystko
okrywają bezpieczną kołderką ziemi, w kłączach, bulwach, cebulkach.
na powierzchnię wystawiają tylko niepozorną, drobniutką roślinkę.
Potrwają tak chwilę i znikają. W połowie
maja w ich zacienionym środowisku naturalnym zabraknie światła do
rozwoju. Te, które przetrwają - skończą się w początkach lata, gdy
będzie zbyt sucho. mają tylko kilka miesięcy na to, by wyrosnąć, zakwitnąć,
wydać nasionka i zebrać zapasy na podziemne życie. Taki to już los
pionierów...
ŁYSIENIE LEŚNE
A choć tak krótkotrwałe, są chyba najbardziej wyczekiwanymi
roślinami. Któż z nas nie wypatruje śnieżyczki przebiśniega, śnieżycy
wiosennej, ziarnopłonu wiosennego? Kto z utęsknieniem nie czeka na
pierwsze zawilce? To tak, jakby nie chcieć wiosny...
Tak jak geofity bardzo śpieszą się na
spotkanie wiosny, tak wiele kwiatów regularnie się na to spotkanie
spóźnia. Najlepiej spóźnialskich zaobserwować można w lesie.
Wiosenny las przypomina osobnika chorego na łysienie plackowate. Rozległe, wielobarwne, kwitnące dywany przechodzą nagle w pustkę. Nie ma nic. Nic nie kwitnie, nic się nie zieleni. Dlaczego?
Udało się to wyjaśnić dopiero niedawno.
Otóż, kiedy na drzewach nie ma jeszcze liści, ziemia w lesie nagrzewa
się bardzo szybko, a światła jest wiącej niż zwykle. Polne roślinki,
które ustawicznie się śpieszą, tylko przyklasnęłyby takim warunkom.
Polne - ale nie leśne. Bo one działają inaczej. Rosną powoli, w cieniu,
ich nasion nie musi roznosić wiatr... Nie mógłby zresztą - z reguły
są one grube i ciężkie. Ot, w sam raz dla mrówek i ślimaków. Zaopatrzone
w smakowitą woń, kuszą te żyjątka, a one przenoszą je na nowe miejsce...
A na to potrzeba czasu, choćby na pobudkę
dla ślimaków. I stąd ślimacze tempo rozprzestrzeniania się - i łyse
placki w lesie.
Czasami na pomoc przychodzi roślinkom
żywioł bliski sercu każdego wędkarza - woda. Nasze geofity nadal tkwiłyby
w jednym miejscu, gdyby nie wezbrane wiosenne rzeki. Powodziowa woda
nieść może nasiona i kłącza przez wiele, wiele kilometrów...
I geofity twardo to wykorzystują. Najbardziej
zaprzebiśnieczone tereny byłego województwa krośnieńskiego to doliny
Jasiołki, Wisłoka i Sanu - mimo, iż doskonałe warunki rozwoju stwarza
cały region. Ale region nie płynie, a rzeka tak... I to płynie casami
daleko. Śnieżyczka, roślina głównie Polski południowej, ma wielkie
skupiska na Mazowszu. Gdze - nietrudno zgadnąć. Oczywiście, nad Wisłą...
CZAS NATURALNY
A skoro już nad wodą jesteśmy... Trwa tam teraz
miesiąc żabiej miłości: każdy staw, jeziorna zatoka, starorzecze,
ba, byle bajoro czy nawet śródłączna kałuża zamienia się w kwietniu
w koncertową aulę. Podczas zwiadowczych wypraw nad wodę warto poświęcić
chwilę uwagi żabim godom. Żaby trawne, moczarowe, kilka gatunków ropuch,
huczki, kumaki i co tam jeszcze wymyśliła natura - zmienione nie do
poznania, barwne, pawiste, rozpasane. To samo dotyczy ich głosów -
basy, alty, barytony... Skrzeknięcia, pruknięcia, pohukiwania, dźwięczne
buczenia, meczenia - a nad wszystkim rytmiczne uderzenia komputerowej
perkusji. Istne disco-polo. Można oczywiście potraktować to wszystko
podobnie jak odgłos pociągu pędzącego po kolejowym moście, ale to
nie po wędkarsku jakoś - byle jak...
Wraz z żabami budzą się do życia resztki
wędkarskiej braci, zamrożonej przez zimę. W letargu pozostanie jedynie
wakacyjny margines. A jest do czego się budzić. Średnia temperatura
miesiąca przekracza niekiedy 5 stopni na plusie. Meteorolodzy twierdzą,
że po psychicznie mroźnej zimie, zdarzą się w kwietniu takie dni,
że będzie można w południe wędkować w samym podkoszulku; aczkolwiek
może zdarzyć się - i to nie raz -zarówno przymrozek, jak i miotający
się w silnym kwietniowym wietrze kłujący śnieżek.
Ale i ryby wstają na dobre. Do brzegu
rzek rzuca się gremialnie płotka - to jedyny miesiąc, gdy nawet fajtłapa
może liczyć na pełny sadz. Ruszają się leszcze, trwa dobry czas na
jazie. W kanałach budzi się karaś srebrzysty. W wodach stojących -
poza płocią - rusza się wzdręga, zdarzają się dni, gdy nadspodziewanie
dobrze biorą karpie. Dla wytrawnych to - poza sierpniem - najlepszy
miesiąc łowienia linów.
Sprawdzić się mogą w kwietniu naturaliści
- zwolennicy łowienia na przynęty znalezione w wodzie. Przy brzegu,
w kępach nanosin można spotkać larwy chruścików, ważek, widelnice,
dziwogłówki, ośliczki i inne bezkręgowe tałatajstwo. Zjawiają się
pijawki, ślimaki i małże.
Podwodna roślinność odbija od dna. Rozczapierza
liście wywłócznik, kiełkuje rogatnik i rdestnice. Niczym bambusowe
lasy wybiegają ku powierzchni młode trzciny, sałacą się przy dnie
grążele i grzybienie, by na rozpoczęcie sezonu szczupakowego rozłożyć
się na wodzie.
FINEZJA NA ZŁOTO
Nie ma bynajmniej posuchy dla spinningistów. Zdecydowana
wiosna, bardziej zdecydowane ryby i spinningiści ostatecznie rozmrożeni.
Już nie tylko łososiowcy i pstrągarze biegają po brzegach rzek, nareszcie
schodzą lody z jezior północnego wschodu. Wygłodniałe przez zimę drapieżniki
i drapieżniejszy białoryb przychylniej reagują na podaną przynętę.
Wędkarze kochający łowienie w wodach
stojących mają do dyspozycji okonia, który gromadzi się na pograniczu
trzcin. To czas jedyny, by w bliskości brzegu złowią wielkiego garbusa.
Rzeczni spinningiści mają klenie, jazie, które także zbliżyły się
do brzegu. Warto poświęcić się najdelikatniejszemu spinningowi - kijaszek
do 10 g, nawet finezyjniejszy, najmniejsze woblerki, obrotówki, mikro-wahadłóweczki
i gumki, żyłka 0,16 mm... Marzenie, cud zabawa, a ryby piękne jak
wspomnienie zeszłego lata.
Jazie z dużych rzek wchodzą w dopływy.
Rzeczki i rzeczułki, w których latem tylko kiełb i jelec znajdują
warunki do bytowania, zapełniają się jaziem najpotężniejszym z potężnych.
Nierzadko złote ze starości jaziulce ważą 3, a nawet 4 kilogramy.
Potęga i pasjonująca walka na super delikatnych zestawach.
Klenie łowione na przelewach dużych
rzek, a także na bystrzach tych niewielkich, też bywają ogromne. Zajęte
zbliżającymi się godami, nieco zdezorientowane przez mętną jeszcze
wodę, nie uważają - jak później - na każdy podejrzany ruch nad wodą.
Wychodzą do wszystkiego, co się rusza - i walą tak, że delikatna wędeczka
chłoszcze szczytówką powierzchnię rzeki. Na kwietniowe, podwójne pobicia
klenia wielu spinningistów czekało przez całą zimę.
Chorzy na salmonellozę mogą próbować
swych sił na rzekach, do których właśnie w kwietniu wchodzą spore
stada srebrnych troci. Docierają one nawet w głąb kraju, więc trockiści
z centrum i południa mają bliżej do swej ukochanej ryby. Pstrągi potokowe,
szczególnie w centrum i na północy, ruszają na dobre w swe łowieckie
rewiry. Nie żrą jeszcze tak jak w maju, ale umiejący je podejść spinningista
rzadko wraca o kiju.
W ŁĘGI, W ŁĘGI, MIŁY BRACIE
Niestety, kwiecień to także czas rodzinnych porządków,
rodzinnych spacerów, rodzinnych niedzielnych zakupów. Woda kusi, ale
rzeczywistość skrzeczy... Bo jak wyrwać się na ryby, gdy żona chce
trzepać dywany, gdy mąż właśnie teraz rozebrał jedyny samochód i pod
nim leży, gdy dziecko chce do zoo...
Łatwo wytłumaczyć rodzinie, że na wiosnę
trzeba się dotleniać. Trudniej - że wędkarz z zasady dotlenia się
samotnie. Na tę kombinację co bardziej uparci partnerzy życiowi wcale
nie chcą pójść...
I - na szczęście - wcale nie muszą.
Rodzinkę można wywieść do lasu, oczywiście
lasu w pobliżu wody. W lesie bowiem królują nie tylko geofity. Pojawiły
się pierwsze wiosenne grzyby. jak najbardziej jadalne. Nie ma w pobliżu
łowiska lasu? Nic nie szkodzi! Nadadzą się i łęgi, i łąki, i pola
porośnięte krzewami, miedze i rowy...
Łęg w pobliżu łowiska bez trudu znajdzie
nawet najgłupszy wędkarz. Nic to bowiem innego, jak las wierzbowo-topolowy,
rosnący głównie na terenach zalewowych rzek. Mnóstwo tego w dolinie
Wisły, Bugo-Narwii i innych dużych cieków.
Jako pierwsza pojawia się w łęgu czarka
szkarłatna. Niewielki to grzybek, wielkości pięciozłotówki, niełatwy
do odnalezienia, choć ubarwiony w żywe czerwienie. W ostrym słońcu
bowiem czarka znika i dopiero obłoczek zarodników, wysypujących się
pod wpływem stąpania mówi nam, że tu właśnie jest.
Raz znaleziona, czarka zlokalizowana
jest na zawsze. Niestety, cieszyć można nią tylko oko - w Polsce figuruje
ona w Czerwonej Księdze, a na dokładkę uznawana jest za niejadalną.
Ale gdybyśmy na przykład wybrali się na ryby do Czech lub Niemiec,
to... hulaj dusza. W tamtejszej kuchni to stała ozdoba wiosennych
sałatek.
Wytropić czarkę jednak warto. Jeśli
już się pokazała, nieomylny to znak, że w lasach świerkowych wysypały
szyszkówki: świerkowa, tęporozwierkowa i gorzkawa. Grzybki te, jak
sama nazwa wskazuje, wyrastają z szyszek. oczywiście tych zagrzebanych
w ziemi, a nie tych rosnących na drzewach. wysuwają spomiędzy łusek
włochaty trzon, przechodzący wyżej w trzon twardy i cienki, zwieńczony
brązowym kapelusikiem wielkości paznokcia. Choć malutki, zacny to
kapelusz: można go marynować, dodawać do zup, sałatek i sosów.
W tym samym lesie, przy pieńkach drzew
iglastych, natknąć się można na krążkownicę wrębiastą, sporego grzyba,
dorastającego nawet do wielkości dłoni. Trudno ją z czymkolwiek pomylić:
brązowawe owocniki rosną początkowo jak ciasto drożdżowe, by w końcu
przeobrazić się w miseczkę. To znak, że krążkownica dojrzała do michy,
a właściwie do gara, jadalna jest bowiem dopiero po ugotowaniu. A
warto ją gotować!
NIE DLA ABSYTNENTA
Wracajmy jednak do łęgu. W kwietniu warto tu zapolować
na czarnobiałkę, gdzieniegdzie zwaną czarnogłówką. Występuje wprawdzie
nielicznie, ale - tak jak czarka - zawsze na tych samych miejscach.
Trudno ją opisać, w Europie występuje około 30 gatunków tego grzyba
- i wszystkie jadalne!
Czarnobiałka w łęgu oznacza dwie rzeczy.
Po pierwsze, że łęg się zieleni bądź za momencik zacznie, po drugie
- że w okolicy rośnie już smardzówka czeska, grzyb wędrowniczek, rosnący
co roku w innych miejscach, ale zawsze na dywaniku z opadłych, zeszłorocznych
liści. Jeszcze trochę, jeszcze kilka dni i - około trzeciej dekady
kwietnia - liczyć można będzie na spotkanie ze smardzem zwyczajnym.
jadalny to grzyb bardzo, ale też bardzo rzadki i objęty w związku
z tym ochroną. Ale popatrzeć można, bo to tak, jak spotkać w Wiśle
łososia. Teoretycznie możliwe, ale...
Nasyciwszy oczy, poszukajmy w łęgu coś
na ząb. Na przykład pucharnicy zwyczajnej, zwanej też kałamarzówką.
Dlaczego akurat tak? Ano, przez wygląd: na nóżce grzybka, jakby z
pionowych listewek, osadzona jest czarka, wypisz wymaluj taka, jaką
stosuje się do przechowywania atramentu. Grzybek ten podobny jest
krążkownicy, i podobnie jak krążkownicę, przed jedzeniem trzeba go
ugotować. A jeśli go nie znajdziemy, przenieśmy się w pobliże spróchniałych
pieńków drzew liściastych. Nie brakuje takich w łęgu.
Właśnie pieńki upodobał sobie czernidłak
pospolity, grzyb smaczny i łatwy do rozpoznania: szybko ciemniejące
blaszki rozpływają się po pewnym czasie w czarnej masie zarodników.
Czernidłak jest dobry do wszystkiego: można go smażyć, dusić, gotować,
a w gotowanej postaci dodawać na przykład do sałatek. Niestety, jest
trudny w transporcie i niewskazany dla wielbicieli napojów wyskokowych.
zawiera bowiem koprynę, związek, który zatrzymuje utlenianie się alkoholu
etylowego na etapie aldehydu. Powstaje ostre zatrucie alkoholowe:
twarz czerwienieje, szyja takoż, w uszach szumi, tętno przyspiesza,
człowiek się dławi, a na dokładkę w głowie pracuje stu kowali... Czyli
kac - gigant gigantów... I tak przez kilka dni! Brr!
A więc - jeśli mamy nieszczęście za
partnera życiowego posiadać osobnika wędkowaniem niezainteresowanego
wędkarstwem - wyślijmy go w łęgi na grzyby. I kolacja z tego będzie
i spokój święty na łowisku. jeśli nasz partner to na dokładkę abstynetn
- trudno. Trzeba wymyślić coś innego. Po co kusić licho...
Gośka Jurczyszyn, Jacek Jóźwiak
|
|
|