 W polowaniu na jazia pomóc może praktycznie wszystko, nawet zamyślenie się nad łacińską nazwą systematyczną. Jaź w mowie Cycerona zwie się Leuciscus idus. Idus - od starorzymskich id, trzynastego, bądź piętnastego dnia każdego miesiąca. Najbardziej bodaj pamiętne idy, to dzień 15 marca 44 r. p.n.e., kiedy zginął Juliusz Cezar.
Systematycy nie bez kozery nadali tej rybie takie, a nie inne miano.
Każdy doświadczony wędkarz na jazia zasiada na poważnie dopiero w
drugiej połowie miesiąca, wcześniej bawiąc się płocią czy jelcem.
Wcześniej widocznie jest jeszcze za zimno, zbyt krótko trwa dzień
i dość rzadko gwałtownie podnosi się poziom wody. Pierwsza eksplozja
ciepła w drugiej połowie marca - a zdarzają się wówczas takie - przyprowadza
do brzegu setki jazi. Wśród nich spotkać można sztuki ogromne; ileż
razy ostrożny, cichy i ubrany w sposób stonowany wędkarz może dostrzec
tuż przy burcie jaziowy grzbiet czy płetwę grzbietową. Bywa bowiem,
że ryby te zapędzają się na kilkunastocentymetrowe płycizny. Warunkiem
jest kompletna cisza na brzegu.
Wiosną najbardziej skuteczną metodą połowu jazi jest najdelikatniejszy spinning. Drobne obrotówki, miniaturowe woblery, najmniejsze wahadłóweczki oraz gumki na lilipucich główkach jigowych bywają atakowane po marcowych idach z ogromną zajadłością, jak nigdy przedtem i nigdy potem. Jedynie mistrzowie odległościówki, szczególnie wypuszczanki w stylu Nottingham, mogą się pokusić o podobne efekty.
Wiosną muszkarze miewają nad spinningistami niejaką przewagę. Nietrudno
to wytłumaczyć - owady budzące się masowo do życia stanowią sporą
część rybnego menu.
Już dość dawno spinningiści pozazdrościli muszkarzom wiosennych sukcesów i wymyślili woblery do złudzenia przypominające owady. Od lat specjalizują się w ich produkcji Amerykanie, także producenci krajowi porwali się swego czasu na przynęty entomologiczne. Marek Kaczówka ze Szczucina nad Wisłą i firma MRM pracowicie wypiłowywali z miedzi elektrolitycznej kształty żuczków, pasikoników i owadopodobnych dziwadełek, które ochrzcili mianem osy. Doskonałe żuczki produkuje firma Gutman. Tego samego rodzaju wabiki wykonywane są przez licznych amatorów prac ręcznych, szczególnie zimowych, w domowych warsztacikach.
Niestety, właściwości tych przynęt nie są przez większość wędkarzy wykorzystywane. Najczęściej prowadzi się je w bardzo klasyczny sposób, tak jak prowadzi się rybki, raczki i inne penetrujące toń dziwactwa. A pasikoniki przecież nie pływają, osobliwie pod prąd, żuki nie nurkują, zaś osy nie stukają pyskiem o kamienie... Ryby co prawda nie myślą, ale instynkt nakazuje im na wiosnę wpatrywać się w powierzchnię wody i polować na owady opadłe na rzekę. Ten sam instynkt nakazuje im walić we wszystko, co się rusza. Chwytają więc żuka, czy konika polnego, ale to tylko my wiemy, że jest to owad. Ryba o tym nie wie.
Wędkarz korzystający z podpowiedzi Matki Natury wie, że owady są ważnym składnikiem rybiego pożywienia. Dobry spinningista wie ponadto, że sedno nie leży w samej przynęcie, w jej wyglądzie, literalnej kopii z atlasu przyrodniczego, lecz w jej prowadzeniu. Lekka błystka obrotowa o szerokim skrzydełku daje się prowadzić niczym wolno tonąca nimfa - ot, zasmuży wodę, opadnie kilka centymetrów spływając z prądem. Podobnie można prowadzić kosmatego jiga na lekkiej główce, gumowego stworka z piórkiem koło ogonkaczy też woblery owadzie. |
|
JAZIOWE PRZYBORY
Im mocniej rzeka walczy z dziełem człowieka,
im większych dokonuje wyłomów, tym lepiej dla wędkarza, szczególnie
dla spinningisty. Kamienne opaski ułożone wzdłuż brzegów, choć wykonane
z wielkich skalnych obłupków, ulegają podmywaniu, rozmyciu... Kiedy
rzeka dogrzebie się do faszynowego materaca, stają się te umocnienia
jaziowym rajem podczas każdego przyboru.
Szczególnie miejsca, w których podtopione
opaski znajdują się w pewnym oddaleniu od wiosennej linii brzegowej
- ot, 10-20 m - zasiedlone są przez stada jazi liczące niekiedy dziesiątki,
ba, setki sztuk. Trzeba jednak pamiętać o tym, że nie wszystkie dobrze
wyglądające stanowiska gromadzą ławice ryb. Dlaczego tak jest - jeszcze
się nie dopatrzyłem.
Więc, jak zawsze w kwietniu, czekają
mnie kilometry wędrówek po wciąż kolejnych odcinkach rzeki, na przykład
Wisły, i włażenie na każdą zalaną opaskę. Taki jest bowiem kanon,
że brodzić trzeba - bo choć jazie chętnie zbliżają się do samusieńkiego
brzegu, to przecież generalnie siedzą w "odrzecznej" części opaski.
Nie przebywają zresztą na tych stanowiskach przez cały dzień - przypływają
tu grupami, pobędą godzinę, dwie - i znów ich nie ma. Dopiero pod
wieczór ściąga ich cała gromada i trzyma się okolicy.
RYBA POGRANICZA
Wiosną jazie niemal wychodzą na brzeg. Z zatopionej
ściółki, z zalanej ziemi woda wypłukuje różne stwory. Pędraki, dorosłe
zimujące owady, zasklepione jeszcze ślimaki oraz wiosenny rarytas
- dżdżownice, mogą przepłynąć tuż koło pyska. Wystarczy się tylko
przyczaić, zwrócić mordą ku nurtowi i wyskoczyć w odpowiedniej chwili
z rozdziawioną paszczęką.
Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, jak
wiele stworzeń żyje pod ich nogami. Gdyby wiedzieli o tym wędkarze,
wówczas przy każdym większym przyborze porzuciliby długie wędziska
i zajęli się najbliższym brzegowi wąskim paskiem wody. Łowiliby jazie,
jazie i jeszcze raz jazie... Utopione lądowe stworzenia są teraz najobfitszym
źródłem białka dla wielu gatunków ryb. Łowienie jazi w sąsiedztwie
burt zaczyna się podczas marcowych id i trwa aż do opadnięcia wód
i ustalenia się ich poziomu. Powtarza się to przy każdym wezbraniu,
aż do października.
Duży jaź zjada niemal wszystkie organizmy,
jakie żyją czy przypadkiem znajdą się w wodzie. W ich żołądkach można
znaleźć larwy owadów przeobrażających się pod wodą, skorupiaki, mięczaki,
stawonogi, pierścienice... Dorosłe owady, które wpadły do rzeki, gąsienice
z przybrzeżnych zarośli... Młode żabki, stare żaby, myszy... I oczywiście
niewielkie ryby, za którymi jaź przepada.
Jaź słusznie określany jest mianem ryby
pogranicza. Chętnie przebywa na granicy nurtu i spokojnej wody. Wszystko
przez miłość do mięsnych potraw... Lubi przyczaić się przed przelewem
lub tuż za nim i czyhać na rybki porwane przez prąd. Jest zbyt powolny,
by uganiać się za nimi po płyciznach, lecz wystarczająco szybki, by
pochwycić bezradny drobiazg porwany przez nurt czy skotłowane wiry.
Zadziwia niekiedy wielkość atakowanych rybek - kilogramowy jaź rzuci
się na dziesięciocentymetrową uklejkę, byle tylko była ogłuszona czy
zdezorientowana przez kipiel. Spinningiści łowiący sandacze na przelewach
i przemiałach bywają zaskakiwani faktem, że na ośmiocentymetrowe woblery
łowią im się półtorakilowe jazie, na dodatek raz za razem...
WPATRZONE W NIEBO
Istna eksplozja życia następuje właśnie teraz, podczas
gwałtownych ociepleń, które kwietniu bywają regułą. Roją się owady.
Ryby, nawet te trzymające się dna, zaczynają uporczywie gapić się
do góry. Widziałem nawet brzany zbierające z wody opadłe ćmy...
Jazie celują w tym wpatrywaniu się w
powierzchnię. A są to ryby wyjątkowo życzliwe dla spinningistów. Wędkarze
mogą wyjąć ze swoich pudełek najdroższe nawet woblery - jeśli tylko
nie schodzą ostro do dna, to zaczepy nie będą zbyt groźne.
Także miłośnicy obrotówek mogą nie narażać
przynęt na urwanie i nie muszą prowadzić ich w pobliżu dna. Strefa
od kilkunastu centymetrów pod powierzchnią do trzech czwartych metra
jest najwłaściwsza dla przynęty. Jazie ukryte między kamieniami i
faszyną bywają w tym okresie rybami szybkiego startu.
Nie jest to, co prawda, atak pstrąga,
czy nawet klenia, ale ryby te potrafią się do swojej ofiary podnieść
ze sporej nawet głębokości i uderzyć w nią z prędkością, której trudno
się po nich spodziewać. Ryby tego gatunku nie boją się płytkiej wody.
Ostrożnemu spinningiście dane są chwile niesamowitych przeżyć. Stadka
jazi, niekiedy bardzo dużych, potrafią przeskakiwać przez opaski ledwo
co podtopione - ich grzbiety wówczas wyłaniają się z wody nawet do
połowy, widać ich trud, wysiłek, jaki włożyć muszą w pełzanie brzuchem
po kamieniach.
Nie wolno wówczas wpadać w pośpiech
i byle jak posyłać przynęty w miejsce, w którym widać płetwy grzbietowe.
Taka łowiecka panika kończy się najczęściej zaczepieniem przynęty,
zaś konsekwencją wyrywania jej z zawady bywa spłoszenie jaziowej gromadki.
Lepiej więc zająć wygodne stanowisko
i spokojnie obrzucić przynętą nieco głębsze okolice w pobliżu - wszak
jazie wysiłek włożyły w przedostanie się na żerowisko i pozostaną
tam przez jakiś czas.
OD SZCZYTÓWKI DO PODESZWY
Wiosenne wyprawy spinningowe powinny być przemyślane
starannie. Nie jest to jeszcze czas dla wędkarza bezpieczny. Bo choć
zdarzają się chwile pogody skłaniające do rozebrania się do podkoszulka,
to w każdej chwili spotkać się można ze śnieżną zawieruchą. Jest więc
kwiecień miesiącem noszenia plecaków i ubierania się na cebulkę. Na
każdą zmianę pogody należy reagować wdzianiem, bądź zdzianiem z siebie
części ciuchów.
Do brodzenia najlepsze - i najbezpieczniejsze
- są neoprenowe spodniobuty, w których daje się pokonać głębsze miejsca,
znajdujące się z zasady między brzegiem a opaską. W neoprenowych śpioszkach
można też dłużej wytrzymać w chłodnej jeszcze wodzie. Co prawda, na
samej opasce nie jest najczęściej zbyt głęboko, ale wychłodzone stopy
i łydki mogą bardzo dokuczyć.
Neopreny mają jeszcze jedną zaletę -
modele z gumiaczkami wyposażone są w antypoślizgową podeszwę, co ma
duże znaczenie podczas łażenia po kamieniach.
Na wiosennych wyprawach na opaski korzystam
zawsze z długiego wędziska - łatwiej jest nim precyzyjnie prowadzić
przynętę, łatwiej manewrować wabikiem wśród płytkich jaziowych ścieżek.
Dawniej używałem kija matchowego, dziś dzierżę w dłoni wędzisko Andrzeja
Osowskiego o pięknej długości 330 cm i ciężarze wyrzutowym do 17 g.
Od dobrego wędziska na opaskowe jazie
trzeba mieć spore wymagania. Nie może być to w żadnym wypadku twarda
i bardzo szybka pała. Zaciąć takim kijem potrafią wyłącznie mistrzowie.
Jaź nie bije w przynętę jak typowy drapieżnik - z szeroko rozwartą
paszczą. To przecież ryba często mylona z płocią, drobnogęba, zasysająca
przynętę spinningową jak kawałek buły spływający rzeką.
Dobry kij musi w tym momencie ustąpić
jaziowi. W przeciwnym wypadku poczuje się tylko łupnięcie i będzie
po jaziu, będzie za to stres i zgrzytanie zębów. Szczytówka nie może
być jednak zbyt ustępliwa - wówczas jaziowi udaje się "wypluć" niejadalny
kąsek. Idealne bywają więc na przykład tzw. wklejanki, wędziska z
wpuszczoną w mocno sprężynujący blank węglową szczytówką. Akcja angielskich
odległościówek też jest znakomita - warto się jej przyjrzeć starannie
przed zakupem spinningu na jazie. Dobrze dobrany kij znakomicie się
sprawdzi podczas łowienia kleni, okoni, a nawet sandaczy na gumki
z lżejszymi główkami.
KONIEC W WODZIE
Nie koniec wędziska, a zakończenie artykułu. Nie
ma bowiem jakiejś regułki dotyczącej przynęt. Ani nawet ich prowadzenia...
Trzymanie wabia w przypowierzchniowej warstwie wymaga doświadczenia
i praktyki, zaś sposobów jest bardzo wiele. Na dodatek trzeba korzystać
z odmiennych w zależności od warunków...
Najważniejsze jest więc spinningowanie
z głową. Z głową pełną myślenia o tym, jak zachowuje się wobler, czy
obrotówka, którą ma się na końcu żyłki. Mniej jest ważny model, wzór
katalogowy, bardziej istotne jest przywiązanie się do przynęty oraz
zaprzyjaźnienie się z nią. Kolegom, którzy pytają mnie, jaka przynęta
najlepsza jest na jazie, odpowiadam nieodmiennie od lat - ULUBIONA!
Wędkarz bowiem najlepiej wie, czego
po takim wabiku może się spodziewać, najłatwiej jest sobie wtedy wyobrazić,
jak zachowuje się on pod wodą. A od tej umiejętności zaczyna się prawdziwe
wędkowanie i prawdziwy spinningista.
Jacek Jóźwiak
|
|
|